I.
Powoli dzień zaczął zmieniać się w wieczorny mrok a w
oddali już można było dostrzec wolno człapiąca noc,
chciwie wyciągającą swoje łapska po ostatnie promienie
słońca, które z trudem próbowało powstrzymać to, co i
tak było nieuniknione. Z ogromnym wysiłkiem swojego
zmęczonego całodzienną wędrówką cielska, wypuściło
ostatni promień, który nim zniknął w nadchodzącym mroku,
na moment przemknął po twarzy siedzącego chłopaka, a ten
z nieukrywana przyjemnością przyjął tę ostatnią
pieszczotę dnia. Z pod wpół przymkniętych powiek patrzył
przez przyciemniane okulary na swych towarzyszy, którzy
siedząc obok niego podobnie jak i on leniwie sączyli zimne
piwo. A było ich sześciu, i każdy z nich skrywał jakąś
tajemnicę, otaczającą ich niczym kokon przed zachłannymi
spojrzeniami mijających ich ludzi. Na pozór nie
wyróżniali się oni niczym spośród kilku setek tysięcy
mieszkańców miasta, a jednak było w nich cos, cos co
łączyło ich w jedną całość.
-Taaa...- przeciągle mruknął jeden z nich ani na chwile
nie spuszczając oczu z przechodzącej w pobliżu dziewczyny,
która jakby czując na sobie jego wzrok niepostrzeżenie
przyspieszyła kroku. Reszta siedzących podążyła za jego
spojrzeniem zmuszając dziewczynę do jeszcze większego
wysiłku. Powoli pochłaniał ja mrok....
Ani ona, ani nikt z szybko przechodzących obok ludzi nie
domyślał się, ze dla siedzącej przy stolikach szóstki
dzień nie mijał wraz z nadchodzącą ciemnością, wręcz
przeciwnie noc i mrok jest ich codziennością - dniem w
cyberprzestrzeni. Kiedy miasto śpi, a wszystkie troski i
zmartwienia zostają daleko, gdzieś tam pomiędzy niebem i
piekłem, gdzie wszystko może się zdarzyć pojawiają się
oni, postacie w identycznych zbrojach idące ku swemu
przeznaczeniu, wolno wchodzące w sterefę cyber-mroku.
Ciemność. Ciemność i chłód. Dwie rzeczy których nigdy nie lubił i nie znosił, lecz tutaj niestety nie do uniknięcia. Tutaj odczuwa się najmniejszy powiew wiatru, każdy kamień pod noga, ból i wszystko to co doświadcza się w realnym świecie, taka jest cyberprzestrzeń. Powoli zaczynał rozróżniać kolory i zarysy otaczających go przedmiotów, znak ze transmisja dobiegała końca. Nie znosił tego procesu, ale wszystko inne co następowało po tym pociągało go tak samo jak innych młodych ludzi na świecie. Rozejrzał się dookoła, był sam, jeszcze. Z obawa małego dziecka stawiającego pierwszy krok podszedł do szafki z wyposażeniem stojącej w rogu pomieszczenia i dotknął jej. Nie mógł się powstrzymać. Ilekroć przekraczał granice miedzy wirtualnym a realnym światem, zawsze zaskakiwała go doskonałość wygenerowanego przez komputer obrazu i realność odczuwanych tu wszystkimi zmysłami wrażeń. Przecież on sam, a właściwie jego ciało było gdzie indziej, siedziało w fotelu w ciepłym pokoju z nasuniętym na głowie hełmie, od którego biegły liczne przewody połączone z komputerem. Tutaj, w tym pomieszczeniu znajdowała się jedynie jego świadomość, a reszta sztucznego ciała to doskonały twór, coś jakby zdalnie sterowany manekin.
- Te marzyciel.... - wypowiedziane słowa, przerwały rozmyślania - co to , modlimy się?
Za jego plecami stała roześmiana reszta jego kolegów,
których przybycia nawet nie zauważył.
"Cholera" - pomyślał - "Znowu mnie
nakryli.... a niech to!!"
- Tobie już to całkiem zaczyna wchodzić w nawyk. Ile to
już razy byliśmy w cyberprzestrzeni? Sto? Sto dwadzieścia?
- zapytał chłopak o ciemnych kręconych włosach i
okularach w delikatnej metalowej oprawce -A ciągle nie
wierzysz, ze jest to możliwe.
Na twarzach przybyłych błąkał się ironiczny uśmiech.
- No coż....przyłapaliście mnie, nic nie poradzę, ze
ciągle mnie to zadziwia, niedowiarek jestem i już -
śmiechem zaczął gasić swoje zmieszanie.
- O.K chłopy, czas nie zając nie stoi. Bierzem się za
sprzęty i w drogę - przerwał rozmowę jedyny z grupy ,
który nie nosił okularów - porozmawiać to możemy potem -
Przy piwie....
- Dobrze gada, dać mu wódki - zarechotał najwyższy z nich
a reszta dołączyła się do niego.
Pomieszczenie, w którym się znajdowali miało kształt
prostokąta bez okien, bez drzwi tylko na jeden ze ścian znajdowało się cos na kształt
wyjścia, dwa pulsujące światłem oddzielone od siebie
kontury. Z daleka przypominały one drzwi, lecz dopiero po
dokładnym przyjrzeniu się można było zauważyć
rozciągniętą miedzy framugami delikatną pulsującą
przyciemnionym światłem bialo-czarną pajęczynkę,
wydającą ciche monotonne buczenie. Obok nich na
najdłuższej ścianie palił się wielkimi czerwonymi
literami napis "Punkt przerzutowo-transmisyjny
Piast". Całe pomieszczenie było utrzymane w stylu
wczesnego średniowiecza z prymitywnymi meblami i ścianami z
bloków kamiennych. Jedynie w rogu dokąd skierowała się
grupa stały metalowe szafki w których mieścił się
sprzęt grupy.
- No to ładujem bety na siebie i w drogę -
- Po kolei nie pchać się, starczy dla wszystkich! -
- Kto ostatni ten trąba!! -
- Nie gadać! Ruszać się szybciej! -
Huk otwieranych szafek wypełnił echem ciche pomieszczenie.
W pośpiechu zakładali na siebie oporządzenie, dociągając
paski mocujące przedni i tylni pancerz oraz nagolenniki.
Odbijające się w wypolerowanym metalu światło padające z
zapalonych ściennych pochodni wywoływało niesamowite
refleksy, pełzające po ścianach niczym węże dodając
grozy całym przygotowaniom. Po kolei wyjmowali z szafek
hełmy zaopatrzone w przyciemniane szklane przyłbice, na
których od wewnętrznych stron mieściły się wskaźniki
Pokazywały one stan procentowego "życia" oraz
inne rzeczy potrzebne podczas gry.
- Gotowi ?- pytanie zostało skierowane do wszystkich, lecz
pytający nie doczekał się odpowiedzi. Stali w półkolu obserwując się wzajemnie. Bez
słów wiedzieli, ze są.
- Teraz bron - po kolei podchodzili do stojaka skąd
pobierali karabinki, które niezmiennie kojarzyły się im z
powieściami scince-fiction. Oprócz tego każdy z nich
dźwigał ręczny miotacz granatów oraz przymocowana do
plecaka śrutówkę.
- No to w drogę panowie, do teleportera -
Gęsiego skierowali się w stronę lewej wibrującej
pajęczynki nad która widniał seledynowy napis "Fight
Area". Jeden za drugim wchodzili i znikali w
czeluściach: Get, Cionek, Biały, Marsel, Ossa i Darek.
W tym samym czasie, gdzieś w środkowej Polsce centralny komputer systemu zarejestrował ich wejście do cyberprzestrzeni. Momentalnie wiadomość została poddana obróbce przez programy symulacyjne, korzystające z gigantycznej mocy procesora. Program nadrzędny zaczął przeszukiwać przestrzeń porównując dane, które zarejestrował z wciąż napływającymi współrzędnymi nowych obiektów, ale ciągle nie było odwiedzi. Nowe dane, nowe współrzędne, kilkaset tysięcy obiektów na milisekundę, program przetwarzał je z niewyobrażalna prędkością podswietlną modyfikując ja aż do znudzenia. Sygnał wejścia, analiza, kod i rozpoznanie, sygnał wejścia, analiza, kod i rozpoznanie..... i nagle jest!!! Gdzieś tam, w cyberprzestrzeni pojawiła się grupa spełniająca warunki programu. Uwaga!!! Przejście w tryb wykonawczy!! Czas, miejsce, impuls....CONNECT!!!!
II.
"Hmm...czy ja już gdzieś tego nie widziałem?"
- pierwsze wrażenie Białego potęgowało dalej jego mysl o
dejavu. Stojąc na niewielkiej polanie przeciętej droga,
spoglądał w kierunku niedalekiego miasta, na którego tle
jaśniejszą plamą odcinały się mury klasztoru.
- Hej, ja to znam! - krzyknął Darek - przecież ta plansza
jest stara jak świat, Biały, znasz ja również!
- Noooo.... i mnie się tak wydawało, ze gdzieś już to
widziałem. Czekaj.... zaraz jak ona się nazywała? Jakoś
tak....a mam! Monastyr!!
- Eee..., cos pokręciłeś.
- Nie, przecież mowie że...
- Obaj cos kręcicie - wtrącił Marsel z mina świadczącą
ze stara cos sobie przypomnieć - ale może macie i racje...
. Pamiętacie "matrioszke?"
- Co?!?! - teraz zareagowali już wszyscy.
- Dobrze się czujesz Marsel?! Czy ci odbiło?
- Dajcie dokończyć! - żachnął się - Pamiętacie,
kiedyś można było dostać taka zabawkę......taka baba w
babie.....no wiecie.... czyli dwa w jednym, kapujecie?!
- Czekaj czekaj - śmiech Darka odbił się echem od drzew -
on ma racje, ktoś tu wyciął niezły
numer.....hihihiiii....zmieszał plansze, patrzcie!!
Głowy wszystkich obróciły się w kierunku miasta.
- Widzicie, na pierwszym planie mamy budowle z map Shadow,
ale ktoś dodał jeszcze do tego Monastry....he he he ...cos
mi się zdaje ze będziemy mieli tam niezły ubaw.
- Oby - mruknął Ossa, który do tej pory stal z boku i
czubkiem buta starał się powiększyć norę zająca. - bo
jak do tej pory to tylko tracimy czas na bzdetne gadki.
- Eeee..., Ossa ty byś chciał od razu mieć przed sobą z
tuzin przeciwników i położyć ich trupem - wtrącił Get -
te czasy już dawno minęły. Teraz żeby cos upolować to
trzeba się nachodzić i nagłówkować. Zawód campera
zlikwidowano.....hhihiii.
- Get ja cię kiedyś.... -
- No co?! No co mi zrobisz?! Hihihihih.... jak mnie złapiesz
-
- Właśnie Ossa, a poza tym czekaliśmy aż zniknie ta
cholerna żółta otoczka.
Biały miał racje, bo chyba żółta otoczka gracza była
jedyna rzeczą która nie zmieniła się przez ten cały
czas, gdy tak kiedyś popularna gra "Quake"
ewoluowała przez kolejne swoje warianty do obecnej postaci.
Dzisiejsza gra w niczym już nie przypomina pierwszego
"kwaka" granego z klawiatury, dziś jest się w
środku i tylko od szybkości podejmowanych przez graczy
decyzji a także od ich spostrzegawczości zależy która
drużyna wygra. Zredukowano bron do podstawowej
"gwoździówki", granatnika i śrutówki.
Zlikwidowano możliwość uzupełniania życia w zamian
wprowadzając kredyt dwustu procent, który malał w trakcie
gry w wyniku trafień przez przeciwników. Zerowy procent
powodował usuniecie gracza z planszy i jego powrót do
rzeczywistości. Cyber-gra znajdowała się na pierwszym
miejscu najpopularniejszych gier nieprzerwanie od pięciu
lat.
- Let's go to Rock'and Roll !!! - rzucił Cionek
przeładowując swojego GW.0 - zdZ 96, zwanego gwarowo przez
graczy "Punktak' i nieoglądając się za siebie ruszył
w kierunku miasta.
- Skopmy tyłki frajerom! - krzyknął ktoś, lecz słowa
utonęły w hałasie przeładowywanych karabinków. Grupa
rozwinęła się w długi szereg z idącym na czele Cionkiem,
który idąc wolno w skupieniu obserwował zbliżający się
obły kształt pierwszego zabudowania.
Od ponad godziny przemierzali miasto szukając przeciwnika. Bez skutku. Powoli chęć do gry przemieniała się w znudzenie, jeszcze nigdy tak długo nie czekali na kontakt, a przecież mieli do dyspozycji tylko 4 godziny zabawy. Szerokie aleje i niskie domki przedmieścia dawno temu ustąpiły miejsca wąskim uliczkom i ustawionym wzdłuż nich budynkom starego miasta. Szli teraz podzieleni na dwie grupy posuwające się gęsiego, równolegle do siebie po obu stronach uliczki. Zbliżali się do skrzyżowania. Idący na czele lewej grupy Darek nagle zatrzymał się dając ręką znać aby inni zrobili to samo.
- Co jest? - szeptem spytał Get, nerwowo rozglądając
się dookoła.
- Przecinamy skrzyżowanie czy skręcamy w prawo, w stronę
klasztoru?
- Cholera wie, zaczynam wątpić czy jest tu ktoś oprócz
nas, bo gdyby........
Stojący tuz za Getem Marsel ręką wykonał gest nakazujący
milczenie.
- Co...?! - pytanie Ossy urwało się gdy czyjaś dłoń
niespodziewanie zatkała mu usta. Z oddali dobiegał
przytłumiony odgłos uderzającego o kamień metalu. Jednak
nie byli sami.......
- Skąd to?! -
- Chyba z klasztoru - niepewnie stwierdził Ossa kręcąc
głowa aby lepiej usłyszeć.
- No to mamy to czego chcieliśmy......, ruszamy na żywioł
osłaniając się, czy układamy jakiś plan? -
- Plan....!
- Żywioł....!
- No to w końcu zdecydować się! -
- Ja tam mam już dość tej zabawy w ciuciubabkę !!-
mówiąc skręcił w prawo Biały, a reszta ruszyła jego
śladem odruchowo ustawiając się jak poprzednio. W
zupełnej cichy przerywanej od czasu do czasu zgrzytem
ocierających się o pancerz skórzanych plecaków przeszli
dwieście metrów docierając do pierwszych zabudowań
przyklasztornych.. Przed nimi widniała uliczka prowadząca
wprost do bramy klasztoru. Pierwszy w nią wszedł Biały,
nerwowo obserwując okna budynków po prawej. Reszta grupy
podążyła za nim lustrując okna po jednej i drugiej
stronie uliczki. W ten sposób przebyli prawie więcej niz.
trzy czwarte drogi miedzy brama a wlotem, a nieustanne
wrażenie ze są obserwowani nie opuszczało ich, a wręcz
przeciwnie, z każdym krokiem narastało. Tknięty
przeczuciem Get odwrócił się i spojrzał do tylu. Ulica
która szli miała kształt lejka, który zwężał się ku
bramie,a ta stanowiła jakby jego dno. "Cos tu nie
pasuje"- teraz dopiero zauważył, że druga trojka stoi
prawie obok. Chciał się obrócić żeby ich ostrzec, gdy
katem oka wyczul niz. zobaczył jakiś ruch na drugim
piętrze w budynku na przeciwko.
- To
pułapka!!!! - krzyk zlał się w jedno z pierwszymi
pyknięciami wystrzeliwanych przez granatniki pocisków.
Pierwszy granat wybuchł za daleko, hukiem wypełniając
cicha uliczkę. Rozbiegli się jak stado kuropatw
szukających schronienia. Biegnący w kierunku ciemnego
otworu drzwi Cionek zobaczył jak gnający po jego lewej
stronie Ossa wygina się nagle w luk i wylatuje w powietrze
jakby uniesiony niewidzialna ręką i jak na zwolnionym
filmie wpada przez okno w budynku naprzeciw. Nagły podmuch i
huk rozrywającego się granatu uświadomił mu co się
stało. Wpadając w drzwi słyszał za sobą
charakterystyczny dźwięk, przypominający chichot,
uderzających o bruk gwoździ. Z dala docierał do niego
odgłos jakby pracującej "maszyny do szycia",
który wyróżniał się z ogólnego zgiełku. Strzelano z
"Punktaków".
- A niech to szlak, a żeby ich połamało lamerów
jednych, żeby im wszystkie żeby powypadały a włosy
trojkami wychodziły!! - bluzgał w kacie, poprawiając
poprzesuwana po upadku zbroje Ossa - Żeby mnie tak
urządzić!
- Wiesz ile procentów straciłem, wiesz?!?! - skierował
pytanie do sapiącego po biegu Cionka, który siedział pod
ścianą.
- Sto!! Sto cholernych procentów!! Żeby mnie tak
urządzić.!! Żeby ich...!! -
- Jezu!! - przerwa na oddech - Rzeczywiście.... nieźli
są....- wysapał łapczywie wciągając powietrze siedzący
- Już dawno nikt nas tak nie zaskoczył...... kto to jest?!
- A guzik mnie to obchodzi! Niech ja ich tylko dorwę!! -
mamrotał pod nosem Ossa zbierając porozrzucane po całym
pomieszczeniu wyposażenie.
Na zewnątrz ucichło. Ostrożnie wyglądając ponad
parapetem Cionek zobaczył jak po drugiej stronie ukryty w
cieniu bramy Marsel pokazuje mu palcem cos nad jego głową.
- Ossa!!! Zbieraj się! Szybko!! Są nad nami!! -
- O.K, już moment -
Na wpół oszołomiony powlekł się za Cionkiem, który
ostrożnie zaczął wchodzić po schodach na gore. Szybko
rozglądając się dookoła wypadł na korytarz ale nikogo
nie zauważył, ani tez żadnych drzwi tylko okna, jedno na
końcu korytarza, drugie tuz obok niego.
"Niezły widok" - pomyślał wyglądając przez nie
na uliczkę skąd przed chwila uciekali w popłochu. Długimi
szybkimi skokami przesuwał się w kierunku drugiego okna.
Wyjrzał.... i nagłym ruchem podniósł bron do ramienia. Na
dziedzińcu poniżej znikał za rogiem ostatni z
atakujących. "Niech to!!" - z rezygnacja opuścił
karabinek.
- I co, masz cos? - usłyszał z tylu glos Ossy, który już
przyszedł do siebie po otrzymanym ciosie.
- Tam poszli - wskazał palcem - Ciekawa taktykę
stosują....uderzenie i odskok. Nie łatwo będzie.
Chwile stali w milczeniu patrząc w miejsce, gdzie przed
chwila zniknęli przeciwnicy.
III.
Spotkali się z reszta w bramie na
dole. Brakowało jedynie Darka. Czyżby już?!
- Gdzie Darek?! -
- Spokojnie, jeszcze jest z nami. Jest na górze, na dachu -
odparł sprawdzając granatnik Marsel.
- Ossa, co z Tobą?! Kiepsko to wyglądało, ten Twój
lot.... - Biały był wyraźnie lekko przestraszony - Dużo
straciłeś? -
- A daj mi spokój! Sto procent jak w śmieci rzucił! -
warknął zapytany - A u was jak?
- Nie lepiej, Get stracił trzydzieści, Marsel dwadzieścia,
ja dwadzieścia piec a Darek chyba najmniej bo piec.
Połaskotali go lekko gwoździami, a ty - skierował pytanie
do Cionka.
- Nie wiem jak to wytłumaczyć......ale nic, mam dalej
komplet. "Głupio trochę" - pomyślał.
- Nic?!!! Chłopie, jakżeś to zrobił!?! Myśleliśmy, ze
po tym co się stało z Ossa ty tez nieźle oberwałeś.
- No cóż.... - grymas niby uśmiech przemknął mu po
twarzy - Tym razem mi się udało.
- O, Darek idzie! -
- I co? - zagaił Get.
- Dobra chłopy, dachy są czyste. Sprawdziłem - uśmiech
był widocznym znakiem, ze to nie wszystko co ma do
powiedzenia.
- I..... chyba znalazłem sposób żeby ich załatwić! -
Twarze obecnych zwróciły się w jego stronę.
- Są dobrzy, jak już zdarzyliście zobaczyć i odczuć. A
idąc dalej ulica możemy znów nadziać się na ich
pułapkę. To starzy wyjadacze - tajemniczy uśmiech dalej
nie znikał z jego twarzy - Ale możemy ich przechytrzyć!!
- Jak?! -
- W jaki sposób?! -
Padające pytania krzyżowały się w powietrzu.
- Dach. Możemy iść dachami! - szeroki uśmiech całkiem
zagościł na jego obliczu - Aż do klasztoru, tam gdzie
poszli....
- Widzieliśmy jak tam szli!! - jednocześnie przerwali mu
Cionek i Ossa.
- Tia...., zgadza się, tez ich widziałem. Ale kontynuując
dalej..... zaraz gdzie ja to skończyłem? A... mam., aż do
klasztoru dachy stanowią jedna płaszczyznę, możemy wiec
dotrzeć tam bez spotkania z nimi, a w razie czego będziemy
mieli przewagę wysokości. I co wy na to?! -
Po kolei popatrzył po twarzach zebranych.
- Jestem za - odparł Get.
- Ja tez -
- I ja -
- No problem -
- O.K -
Szybko wspięli się na
dach z którego widać było miejsce od którego zaczęła
się dziś ich przygoda. Jeden za drugim ubezpieczając się
nawzajem, pokonując różnice wzniesień dachów przeszli
nimi około trzysta metrów, aż doszli do miejsca gdzie dach
kończył się gwałtownie, przechodząc w wewnętrzne
przykrycie krużganka budowli.
- Stop - podniósł rękę prowadzący - Zostańcie tu. Ja
podczołgam się na koniec okapu i zobaczę co słychać -
- Darek...., pójdę z Tobą!! - Ossa koniecznie chciał
pomścić poniesione straty.
- Nie! Zostań! - odparł - Jak cos ....wrócę po was.
Patrzyli jak wprawnymi ruchami czołgał się na skraj dachu
i przyłożywszy ręce do czoła, popatrzył w doł. W
pierwszej chwili nie zauważył nic szczególnego. Schowane w
półmroku arkady i kontury innych przedmiotów powoli
nabierały ostrości w miarę jak wzrok przyzwyczajał się
do szarości. Nic. Cisza i spokój. Przez okna na pierwszym
piętrze wpadały promienie sztucznie wygenenerowanego
słońca, kładąc się jaskrawa plama na ławki niżej
położonej kaplicy.
"Extra widok, jak w realnym świecie" - pomyślał
i zaczął czołgać się z powrotem. Nagle jeden z cieni
chrząknął. Momentalnie czołgający się zastygł w
bezruchu. Powoli odwracając głowę zaczął jeszcze raz
dokładnie przyglądać się przedmiotom schowanym w cieniu
arkad. Coś tam było! Coś a może ktoś? Teraz dopiero
zauważył jaśniejsze plamy szarości na tle ciemniejszych
konturów. Są!! Ukryli się na parterze! Zaczął
rozróżniać zbroje na sześciu postaciach skulonych przy
oknach. Czegoś wypatrywali.
"Są dobrzy, cholernie dobrzy, gdyby nie ten co
chrząknął w ogóle bym ich nie zauważył".
Rzeczywiście, przez cały czas żadna z postaci nie
wykonała najmniejszego ruchu. Stapiali się z tłem.
Najostrożniej jak mógł wyczołgał się z powrotem.
- Są!! - glos jego drżał świadcząc o stanie w jakim się
znajdował.
- Są i czekają na nas, ale patrzą nie w te stronę co
trzeba ...hihihihii...zajdziemy ich od tylu! -
- Słuchajcie! A może by tak wziąść ich no ten....
tego....do niewoli? - pytanie Białego zawisło w ciszy jaką
wywołało. Tak! Do tej pory żadnej z grup grających się
to nie udało. Nikt nie wiedział co się wtedy stanie, jak
zareaguje centralny system.
- Może się udać.... - przekonywał dalej - Zaskoczymy ich
zupełnie!
- Co myślicie? - Darek popatrzył po kolegach.
- Kurcze....nikt tego nie dokonał do tej pory - zbrodniczy
uśmiech pojawiał się powoli na twarzy Ossy - Miło by
było.
- Wchodzimy w to! -
W zupełnej ciszy
podczołgali się na skraj dachu i powoli opuścili się na
podłogę pierwszego pietra a następnie schodami zeszli na
parter. Tuz przed nimi o jakieś 50 kroków odwróceni
plecami do nich klęczeli przeciwnicy. Powoli, kryjąc się
za ławkami kaplicy zbliżali się do celu. Czterdzieści
kroków, trzydzieści.... Z przyłożoną do ramienia bronią
patrząc przez celownik Cionek ani na chwile nie spuszczał
oczu z szybko zbliżających się pleców , ubranych w
wrzosowy pancerz. Dwadzieścia piec kroków...., jeszcze
tylko dwadzieścia....... . Huk upadającego ciała
zabrzmiał jak detonacja i szczelnie wypełnił kaplice, a
echo spotęgowało ten efekt odbijając się od sklepień.
Zaskoczenie momentalnie znikło.
Grupa przeciwnika zareagowała jak zawodowcy,
błyskawicznie zmieniając pozycje i rozpraszając się
zaczeli chować się za filarami otwierając ogień do
napastników. Uchwyceni na otwartej przestrzeni Biały i
Cionek próbując się ukryć, równocześnie padają na
posadzkę usiłując chować się za ławkami. Będący na
lewo od nich Darek, chcąc uniknąć lecących w jego
kierunku serii pocisków, uskakuje w bok w półcień
podtrzymujących strop kolumn, strzelając na ślepo w
kierunku przeciwników. Jedynie Marsel z Ossą schowani z
prawej strony pomiędzy filarami spokojnie otwierają ogień
z granatników. Podnoszący się z posadzki Get, sprawca
całego zamieszania, staje się celem broniących się
graczy. Lecące w jego kierunku jak kaskady wody gwoździe z
głuchym łoskotem walą o przedni pancerz i resztę ciała.
Unikając dalszych trafień pada na ziemie i przetaczając
się z boku na bok kieruje się w stronę Darka. W końcu
gwałtownym ruchem podnosi się uskakując w bok poza lecący
strumień pocisków. Widząc co się dzieje próbując
zmniejszyć nawale ognia przeciwnika Cionek zaczyna strzelać
do najbliższej postaci ukrytej za filarem. Nagle impet
wybuchających wśród przeciwnej grupy granatów Ossy i
Marsela wyrzuca jednego z nich w gore i szerokim lobem
przerzuca nad atakującymi, miotając nim o ścianę za nimi.
Oszołomiony upadkiem
gracz, widząc ze ma odciętą drogę odwrotu do swoich,
rusza rycząc jak lew atakując tyły przeciwnika,
strzelając do nich długimi seriami. Stojący nie opodal
Darek przyjmuje jego wyzwanie. Stojąc w lekkim rozkroku,
oparty plecami o najbliższy filar z karabinem w jednej
dłoni trzymanym w sposób podpatrzony na westernach, posyła
serie za seria w kierunku nacierającego gracza. Po chwili
przyłącza się do niego Get, który chcąc zatrzeć swoja
wpadkę nie zdejmuje palca ze spustu. Szum rykoszetujących
pocisków wypełnia pomieszczenie. Nagle prący przed siebie
przeciwnik zachwiał się pod impetem uderzających w niego
pocisków, pochylił się do przodu i ..... znikł! Lecąca
następna seria trafiła w pustkę! Poprzez huk strzelaniny
przedarł się ryk radości.
- Jest.....!! Mamy go! - i utonął w ogólnej wrzawie.
Leżący za ławka Cionek zmieniając kolejny magazynek,
mimochodem spojrzał na chronometr i stan kredytu. Mimo
toczącej się walki nadal zachowywał pełne konto.
Przeładował bron i wychylił się za brzeg ławki szukając
celu. Jest! Na drugim końcu sali zobaczył postać w
wrzosowej zbroi, która właśnie składała się do strzału
w kierunku ukrytych w cieniu Marsela i Ossy. Wystrzelił.
Poczuł jak broń drży w jego rękach, a strumień gwoździ
poleciał w kierunku celu uderzając jednak pól metra za
daleko.
"Niech to diabli..., chybiłem!!" - przemknęło mu
przez głowę, gdy obserwował skutki swojego ataku. Jak
błyskawica wrzosowa postać obróciła się i wypaliła w
jego kierunku z granatnika. Łuup!! Zabrakło czasu na
reakcje. Wybuchający granat odrzucił go trzy metry do tylu,
zrywając pancerz i pozbawiając możliwość riposty.
Upadając na ziemie wypuścił z ręki karabinek, który
odbiwszy się od posadzki poleciał gdzieś w mrok.
"Kurna chata!" - warknął pod nosem, wstając z
podłogi i rozglądając się za bronią. Szybkie spojrzenie
na stan kredytu uświadomiło mu, ze stracił ponad setkę
procentów. Spoglądając na zegarek wiedział, ze czasu gry
nie zostało już dużo, lecz nie spodziewał się ze aż tak
mało. Do zakończenia został niespełna kwadrans, ale jak
na razie prowadziła jego drużyna.
- Gdzie upadł ten diabelny grat?!-
- Mam!! - krzyknął radośnie natrafiając ręką na
kanciastych kształt broni. Podnosząc się z kolan zobaczył
jak biegnący w jego kierunku Get "nadziewa" się
na serie gwoździ przeznaczona dla kogo innego i znika..... .
Jeden do jednego.
"Shit! Nie... tylko nie to!!" - mysl ta
podziałała jak kubeł zimnej wody, zmuszając go do
szybszego myślenia. Biegnąc miedzy filarami zobaczył, że
za jednego z nich wychyliła się postać, która przed
chwila wyeliminowała Geta z gry. W pelnym biegu wystrzelał
resztę pocisków z magazynka i szerokim łukiem odrzucił
nieprzydatna już bron. W tym samym momencie na wewnętrznej
stronie przyłbicy zapaliła się czerwona lampka,
sygnalizująca zaliczenie trafienia. Stanął jak wryty!
"Co jest.....?!" Odwracając się do tylu nie
zobaczył już postaci przy filarze. "Yes!! To był
ten!" - pomyślał jednocześnie szukając ręką
przypiętej z tylu do plecaka śrutówki, lecz ta ciągle
trafiała w próżnie! "Jezu ! Musialem ja zgubić w
czasie tego wybuchu!" - zgadywał ściągając przez
głowę granatnik szybko sprawadzając stan broni. Doliczył
się tylko dwóch granatów......
"Musi wystarczyć!" - stwierdził rozglądając
się dookoła szukając nowego przeciwnika. Starcie powoli
przeradzało się w pojedyncze pojedynki miedzy
poszczególnymi graczami. Biegnąc na wyższe pietra
słyszał toczącą się gdzieś walkę, skręcił tam i już
za chwile znalazł się w jej centrum. W rogu dziedzińca
przyparci do muru Biały i Ossa bronili się przed dwoma
atakującymi ich graczami. Tamci powoli zyskiwali przewagę. Nagle wystrzelony przez jednego z
nich granat padł bliżej niz. poprzedni i stało się! Siła
podmuchu rzuciła Białym o ścianę, a ten powoli osuwając
się...... zniknął! Dwa do dwóch! Ryk radości
przeciwników zagłuszył wszystko! Nie namyślając się,
Ossa odpalił w ich kierunku ostatni pocisk, który minął
się w powietrzu z lecącą w jego kierunku serią
wystrzeloną przez nagle wybiegającą z korytarza postać we
wrzosowym pancerzu. Odwracając się w jego stronę Cionek
czuł uderzające o pancerz serie pocisków, wiedział że
stracił kolejne procenty. Ruszając w kierunku wrzosowej
zjawy zobaczył, ze Ossa i jeden z graczy przeciwników
rozpływają się w nicość.... . A wiec trzy do trzech!
Ruszając w pościg za wrzosowym "ludkiem" zaczął
tracić poczucie czasu i przestał liczyć kto
wygrywa......chciał go jedynie dostać! Został mu tylko
granatnik i dwa pociski. Skręcając za znikająca za rogiem
korytarza postacią coraz bardziej uzmysławiał sobie, ze
już gdzieś go spotkał
Rozpędzony skręcił za róg i nagle.......tuż
przed sobą zobaczył uśmiechniętą twarz i blękitne oczy
patrzące znad wycelowanej w jego kierunku dubeltówki.
"Nie....!!!"
- Have a nice death !! - zabrzmiało jak wyrok. Nagła mysl
"Kurcze, przecież to jest......!!!!!" i huk
wystrzału zlało się w jedno. Instynktownie zacisnął
pięści a wraz z nimi wskazujący palec spoczywający na
spuście granatnika......
Powoli zaczął odczuwać ciepło, a w uszy delikatnie
wdzierały się kojące odgłosy spokojnie śpiących
kolegów, które stopniowo zaczęły zajmować miejsce
jeszcze huczących odgłosów walki. "Wróciłem?"
- pomyślał i zaczął otwierać oczy. Spojrzał na zegarek.
Była druga pięćdziesiąt nad ranem . "Nieźle, prawie
cztery godziny w cyberprzestrzeni" - cicho wstał,
zdjął z głowy hełm, a następnie podszedł do komputera.
Nacisnął klawisz i ekran powoli zaczął wypełniać się
blado-niebieską poświata. Choć do końca zabawy zostało
dziesięć minut, gdzieś tam trwał jeszcze pojedynek. Nie
miał pojęcia kto wygrywa, bo z szybko przesuwających się
po ekranie kolumn i cyfr nie sposób było zgadnąć.
"Jutro się dowiem". Z menu opcje wybrał
"Odtwórz zapis" i nacisnął enter akceptując
rozkaz "Wynik końcowy". Na ekranie pojawiła się
tabela z jego wynikami a pod nią napis "Victim" a
obok liczba 2. "Dwoje?" - Zdziwienie pojawiło się
szybko tak jak ból zęba. "Jak, gdzie?!" - szybko
przelatujące myśli powodowały zamęt w głowie. Zaczął
przypominać sobie ostatnie sekundy walki. Widok lufy.....,
uśmiech przeciwnika......, strzał i zaciśniecie
pięści........zaciśniecie pięści?!?!
"Kurcze, czyżbym to zrobił?....czyżbym nacisnął na
spust?!" - nieoczekiwana mysl zaczęła kiełkować
pewnością. "Tak!! To musiało być w ten
sposób!!" - uśmiech wypłynął na twarz gracza.
"He he he he he, złapał Kozak Tatarzyna a Tatarzyna za
łeb trzyma!" - wesoła mysl przemknęła nim zmęczenie
dało o sobie znać. Szybko rozścielił łóżko i wlazł
pod kołdrę. Spojrzał na zegarek. "Trzecia
piętnaście, jeszcze tylko pięć godzin snu. No to trzeba
odpocząć, przecież jutro też, jest dzień!"
Koniec